SkytowerRun 2017- Mistrzostwa Polski w Biegu Po Schodach

Pokonać 50 pięter, czyli 1142 schody w jak najkrótszym czasie? Pomysł niezły, dla strażaków czy osób ratujących życie  wręcz trening obowiązkowy. I tak za namową A, mając na celu samo towarzystwo w wyjeździe do Wrocławia postanowiłem zmierzyć się z najwyższą wieżą tego miasta.
O co chodzi z tym bieganiem po schodach?
Chodzi po prostu o to żeby jak najszybciej znaleźć się na szczycie budynku.

W tym wypadku Skytower jako najwyższy budynek w Polsce stał się areną zmagań o tytuł Mistrza Polski w biegu po schodach. Zjechała się cała elita w tym mistrz świata Piotr Łobodziński.

Mieliśmy start z Asią o godzinie 10.30. Według regulaminu powinniśmy odebrać pakiety godzinę wcześniej. Wyjechaliśmy wcześnie rano, ale mimo to i tak czas nieubłagalnie upływał a GPS pokazywał coraz późniejsze godziny. Zaczęły się nerwy więc zadzwoniłem pod telefon podany w regulaminie, połączyłem z organizatorem, który mnie uspokoił, że wszystko będzie dobrze :D.
Dotarliśmy, odebraliśmy pakiety, szybkie żarcie typu banan, nawodnienie, kibelek i rozgrzewka na rowerach dostarczonych przez Fitness Academy. Był też wioślarz, ale nie chciałem marnować sił w rękach. Postanowiłem tylko rozruszać nogi.
Starty odbywały się w grupach 60 osobowych co pół godziny. Do strefy startowej była wpuszczana tylko grupa 60 biegaczy na daną godzinę. Następnie już w dowolnej kolejności odbywały się starty indywidualne co 20s. Rozpoczynał je krótki rozbieg- prolog przez galerię Skytower aż do klatki schodowej, gdzie rozpoczynał się oficjalny pomiar czasu.

Na sam koniec serii o godzinie 17 miała startować elita zawodów, czyli zawodnicy, których poprzednie rekordy życiowe wynoszą do 7 minut. Wszyscy z nich byli brani pod uwagę do zdobycia Pucharu Polski.

Nie miałem pojęcia jak biegać po tych cholernych schodach więc zacząłem standardowo jak w biegu górskim, stawiałem dłuższe kroki co 3 schody co skończyło się upadkiem już na 1 piętrze. Zdemotywowany zacząłem iść w górę co 2 schody, podciągając się obustronnymi poręczami jak podczas wspinaczki linowej. Szybko opadłem z sił, nie mam tyle siły w nogach co wytrzymałości z biegów górskich. Brakowało tego tutaj, dodatkowo nie trenowałem nigdy nic podobnego.

Najbardziej zaskoczyły mnie punkty odżywcze z wodą. Tak, były na schodach przy wyjściach na klatkę schodową. Nie wiem dokładnie co ile pięter. Ludzie niestety rzucali kubki gdzie popadnie co sprawiło, że robiło się ślisko. Wbiegając na sam szczyt, piętra leciały dosyć szybko, nie zastanawiałem się nad czasem, nie patrzałem na zegarek. Chciałem to zrobić i tyle.  Po drodze wyprzedziłem jeszcze 2 osoby. Jak panowie widzieli szybszego od siebie na klatce to schodzili na bok za co im podziękowałem.

Wbiegłem na ostatnie piętro i już chciałem wyłączyć zegarek, gdy widzę jak macha do mnie jakiś facet a obok niego drugi siedzi z komputerem. Tak, tam jest pomiar czasu. Mało brakowało a skończyłbym ten bieg tuż za klatką :).

Na górze już chwila relaksu z piękną panoramą Wrocławia z tak wysoka. Do tego piwko, woda i można tam siedzieć cały dzień :).
Następnie zjechaliśmy windą gdzie dostaliśmy jeszcze shaker owocowy.
Bieg był dla mnie raczej taką ciekawostką w której nie zamierzałem rywalizować tylko sprawdzić co to jest i z czym się to je. Już wiem, że siłowo nie jestem taki mocny, nie podoba mi się bieganie w zamkniętej klatce schodowej i już raczej w tym nie wystartuję.

Pomimo to uważam, że każdy powinien spróbować, bo jest to coś nowego. Tym bardziej jak ktoś chce zobaczyć jak to jest wbiegać 50 pięter.

Warto pochwalić organizatorów, którzy naprawde dobrze przygotowali bieg, załatwili bogaty pakiet startowy z koszulką przy mega niskich kosztach. Inni powinni brać przykład.

Standardowo wygrał faworyt- Piotr Łobodziński, który zmiażdżył rywali wynikiem poniżej 5 minut. Nie wiem, jak on to robi, ale pewnie biegł cały czas :).

Moje wyniki:
Czas: 7:34

Miejsce: 85

M-20: 33