Masz astme? Biegaj!

Moje szokujące stwierdzenie aż prosi się o wyjaśnienia. Pokrótce napiszę co zmieniło się w moim życiu dzięki bieganiu i jak pomogło w walce z chorobą. Więc zaczynajmy.

Na poradnikzdrowie.pl możemy znaleźć odpowiedź na to czym jest astma:
Astma (łac. asthma, inaczej także dychawica oskrzelowa), to przewlekła, nieuleczalna zapalna choroba dróg oddechowych, która prowadzi do ograniczenia wydolności dróg oddechowych w wyniku niekontrolowanych skurczów oskrzeli oraz gromadzenia się w nich gęstego śluzu.

Objawy astmy oskrzelowej mogą więc pojawiać się i zanikać, ale stan zapalny w drogach oskrzelowych trwa stale.

Każdego roku z powodu astmy i jej następstw (np. przewlekłej obturacyjnej choroby płuc) na całym świecie umiera rocznie około 180 tysięcy osób.

Szacuje się, iż na astmę choruje na świecie – w zależności od kraju – od 1 do 18% populacji. Według WHO – Światowej Organizacji Zdrowia – jest to globalnie ponad 235 milionów osób, które nie mogą spokojnie, bezpiecznie oddychać. Dużą grupę stanowią dzieci.

W Polsce na astmę choruje około 4 milionów osób. Według badania ECAP w 2007 roku na astmę chorowało w Polsce około 11% dzieci w wieku 6–14 lat i około 9% populacji dorosłych.

http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/uklad-oddechowy/astma-oskrzelowa-objawy-przyczyny-i-skuteczne-leczenie_36554.html

Jaki ta choroba ma związek ze mną? Otóż od dziecka jestem alergikiem co spowodowało u mnie wystąpienie astmy alergicznej. Najgorsze w tym wypadku było uczulenie na roztocza kurzu domowego i pyłki roślin. Z różnych źródeł możemy dowiedzieć się, że podrażniają one nasz układ oddechowy, powodując skurcz oskrzeli i nadmiar wydzieliny, która wywołuje kaszel.

O ile pyłki nie są specjalnie dokuczliwe, bo do okresowych duszności przyzwyczaić się można to roztocza kurzu to zupełnie inna bajka. One są wszędzie i chociaż u mnie w domu rodzina starała się co tydzień dokładnie czyścić mój pokój, niewiele to dawało. Brałem leki wziewne podczas ataków kaszlu, które miałem zawsze przy sobie w okresach wzmożonej aktywności roztoczy( zima) albo pyłków( wiosna) takie jak Tilade, Flixotide i podobne oraz tabletki odczulające. Tak! To trwało kilkanaście lat!
Powoli staraliśmy się odrzucać leki, lekarz zapewniał że z jest szansa, że z tego wyrosnę bo organizm od małego już dzielnie walczy i jest dość silny. Ataki kaszlu pozostały w okresie zimowym i wiosennym. I tak do samego okresu liceum. Tutaj chociaż mama kazała mi brać leki ja miałem już ich dosyć i się zbuntowałem. Przestałem je brać chociaż cały czas miałem duszności.

Jeszcze w okresie gimnazjum oraz liceum pojemność płuc była na tyle mała że nawet przy niewielkim wysiłku fizycznym traciłem dech, robiłem się czerwony, ciśnienie rozrywało mi głowę. Teraz już wiem, dzięki artykule Krzysztofa Dołęgowskiego dla magazynbieganie.pl, że były to objawy astmy wysiłkowej i jej apogeum przypadało do kwadransa od rozpoczęcia aktywności, kiedy to duszności są nasilone. Pamiętam okres jak trenowałem z koleżanką chorą na astmę i miała przy sobie inhalator i zawsze brała go w tym właśnie okresie!

Ale wróćmy do mnie. Punkt zwrotny pojawił się w momencie, gdy stanąłem przed wyborem w liceum pomiędzy bieganiem a piłką nożną podczas wf. Zaznaczam, że nigdy nie potrafiłem szczególnie dobrze grać w piłkę, z powodu problemów z wydolnością zazwyczaj stałem na bramce, gdzie nie trzeba się wiele ruszać. Wybrałem więc bieganie. Bardzo często w trakcie ataków kaszlu robiono mi spirometrię i wydolność nie pozwalała na jakikolwiek sport. Brałem więc sporo zwolnień z wf. Aha… Spirometrie z powodu astmy miałem robioną dwa razy do roku i zawsze wynik był zły. Do tego podczas pobytów w szpitalu miałem badany PEF- szczytowy przepływ wydechowy, czyli maksymalna prędkość przepływu powietrza, którą jesteśmy w stanie uzyskać podczas wydechu. Jeszcze w wieku 6 lat lekarze odkryli kuriozum! Najwyższy wynik PEF oraz lepsza spirometria występowały jak trafiałem do Wojewódzkiego Centrum Pediatrii Kubalonka w Istebnej. Z czasem jeździłem tam co roku. Początkowo twierdzono, że klimat morski poprawi moje zdrowie, ale to jednak góry okazały się zbawienne. Po powrocie do domu niestety objawy powracały.

Wróćmy teraz do biegowej sekcji sportowej. Nie miałem całkowitego zakazu i zwolnienie z wf, ale mój nauczyciel dostał wytyczne od mojego lekarza, że mam się nie przemęczać bo choruje na astmę. Nie chcieli mnie po raz kolejny całkowicie odciąć od aktywności. A ja nie chciałem się wygłupiać przed kolegami, że nauczyciel przerywa mi lekcję. Jeszcze w gimnazjum przebiegnięcie 1km wiązało się z okropnym ciśnieniem, brakiem tchu i sinieniem na twarzy. Płuca były na tyle obrzęknięte, że nie były w stanie ogarnąć czegoś takiego jak bieg. Musiałem coś zrobić. Rodzice z polecenia lekarza zabronili mi biegać. Jak mama była jeszcze w pracy albo rodzina wychodziła do sąsiada, wymykałem się przeskakując przez płot, bez inhalatora! I biegłem w las. Po kilku minutach zaczynałem się dusić, w glowie szum, znowu blokada oskrzeli. Tym razem postawiłem wszystko na jedną kartę i spróbowałem to wytrzymać. Potem było już w miarę ok. Po zakończeniu brałem leki bo dalej mnie dusiło a ja odksztuszałem wydzielinę z płuc. Nie robiłem tego regularnie. Biegałem 2,5-5km jak rodziców nie było w domu. Na lekcjach wf prosiłem kolegę z którym biegaliśmy zazwyczaj 45min o marszobiegi żebym łapał tchu bo mam problem ze zdrowiem i mnie dzięki temu krył. Nauczyciel nigdy mnie nie ściągnął do szatni. W międzyczasie robiłem trekkingi w góry z rodziną, gdzie czułem się świetnie. Wyniki PEF i spirometrii nagle zaczęły się poprawiać.

Dzisiaj, regularnie się badając nie mając problemów z oddychaniem, bardzo dobrych wynikach spirometrii i PEF, występuje jeszcze lekki obrzęk oskrzeli. Są to pozostałości, które będę miał do końca życia, ale po konsultacjach z lekarzem nie uniemożliwiają one biegania. Warto wspomnieć, że odkąd zacząłem biegać i robić wszystkim na przekór, odrzuciłem wszelkie leki wziewne na astmę.

Teraz wyobraźcie sobie co łączy Otylie Jędrzejczak, Roberta Korzeniowskiego, Marit Bjergen albo Paule Radcliffe. Oni wszyscy chorowali na astmę.

Teraz śmiało mogę powiedzieć, że bieganie stało się dla mnie najlepszym lekiem na astmę jaki miałem. W obecnych czasach słyszy się o środkach dopingowych, jakimi są kortykosteroidy, które sam kiedyś stosowałem na astmę. Jeżeli któryś ze sportowców ma stwierdzoną astmę, może legalnie brać taki doping. Osobiście uważam, że trzeba się kiedyś przełamać i spróbować pobiegać bez.

Na portalu jak-biegac.pl widnieje artykuł zatytułowany „Bieganie z astmą wcale nie takie straszne! Czyli o czym trzeba wiedzieć przed startem?”, w którym autor dowodzi, że to właśnie bieganie jest najlepszym sportem dla astmatyka oraz im częściej będziemy biegać, tym szybciej usuniemy ją z Naszego organizmu. Oczywiście najpierw powinno się to skonsultować z naszym lekarzem u którego się leczymy. Powinien nam udzielić wskazówek jak długo i w jaki sposób należy rozpocząć trening. Na tym samym portalu dowiedzieć się można kilku wskazówek na temat jak biegać z astmą:

  1. Przede wszystkim przed rozpoczęciem biegu należy zastosować odpowiednie (wskazane przez Naszego lekarza) leki wziewne.
  2. Następnie rozgrzewka dla początkujących biegaczy! Przed startem zawsze rozgrzewamy się minimum przez 10 -15 minut Mogą to być tylko delikatne skłony, ważne żeby rozgrzać mięśnie i przygotować je do biegu!
  3. Nie biegajmy zbyt długo! Bieganie (trening biegowy) u osób chorych na astmę nie powinien trwać dłużej niż 30 minut! W tym miejscu polecam dość popularne marszobiegi dla złapania tchu.
  4. Zacznijmy biegać na krótkich dystansach, stopniowo zwiększajmy odległości, ale z głową.

A więc astmatycy! Powodzenia!

Biegacz= superbohater?

Macie tak czasem, że znajdziecie się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie? Zupełnie jak Superman ratujecie kogoś w potrzebie, czasem kompletnie beznadziejnej sytuacji, pośrodku niczego, z daleka od cywilizacji gdzie nikt inny nie byłby w stanie mu pomóc?

Pierwsza sytuacja miała miejsce ponad rok temu. Przebiegam sobie leśną ścieżką, droga z zakazem wjazdu, stroma góra a na niej BMW i gościu próbujący go wepchać pod górę, opony ślizgają się po lodzie, jest mrok. Bez zastanowienia zapytuję co się stało i czy mogę pomóc. Jeden z nieszczęśników siedział za kierownicą i próbował wjechać pod górkę, drugi go popychał bo tracił przyczepność. Wspólnymi siłami udało się wepchnąć samochód pod górkę. Sytuacja miała miejsce na bardzo rzadko uczęszczanej ścieżce biegowej pośrodku lasu, gdzie samochody nie wjeżdżają. Było ciemno, więc zakładam że w najbliższym czasie nikt o zdrowych zmysłach by tam się nie przemieszczał.

Kolejna sytuacja miała miejsce wczoraj. Znowu las, tym razem głęboko w lesie, znowu ścieżka prowadząca do kopalni na której w życiu jeszcze człowieka nie spotkałem… A jednak. Stroma, oblodzona góra, na dole małe Seicento i kobieta w czarnym płaszczu. Godzina 16.00. Ta ścieżka prowadzi do kopalni, górnicy zaczęli szychtę o 14 i nikt tamtędy nie chodzi poza nimi bo to polna droga “do nikąd”. A jednak ona tam stoi. Od razu uznałem, że to zbyt podejrzane. Trzymałem się drugiej strony drogi żeby nie zrobiła mi krzywdy. Zaczęła się zbliżać, patrzałem na ręce czy nie wyciągnie jakiegoś noża czy czegoś podobnego. Pomyślałem od razu, że w samochodzie na dole czeka wspólnik, który chce mnie skrzywdzić/ okraść. Zachowałem bezpieczną odległość obserwując jej zachowanie a w szczególności ręce, które trzymała w kieszeni. Zauważyłem, że płacze. Podeszła i zapytała czy mogę jej pomóc. Ja z dozą nieufności, obserwując cały czas auto i dłonie, trzymałem się na odległość. Zapytałem o co chodzi i wytłumaczyła, że źle zjechała z drogi, przeoczyła zjazd bo telefon się rozładował, jechała z myślą, że gdzieś nawróci a tu nie było gdzie. Stanęła więc przed bramą kopalni i jak próbowała wrócić pod górę to samochód ześlizgnął się na sam dół. Wytłumaczyłem więc na spokojnie jak musi nawrócić i jechać żeby wjechać na tą górkę( co nie było takie łatwe) i jak ma wrócić stąd do przeoczonego zjazdu. Jak powiedziałem, tak wsiadła w samochód i po wielu próbach wyszła z niego z płaczem, że nie da rady. Rzuciłem plecak w śnieg, zapytałem czy długo ma prawko, niestety niedawno je dostała. Wsiadłem za kółko i z rozpędem wyjechałem pod górkę. Podziękowała a ja pobiegłem dalej. Potem wyobraziłem sobie, że pewnie pierwszym człowiekiem, którego spotkałaby w tamtym miejscu byliby górnicy idący na nocną zmianę przed 22.00. Za godzinę było już ciemno a ona była przerażona. Nie mając telefonu w środku lasu od godziny 16.00 pewnie by zamarzła. Nie wiedziała gdzie jest i jak się stamtąd wydostać a wszystko co miała to tylko samochód. Czasem warto biegać, zwłaszcza po lesie by czasem komuś pomóc. Jako osoby, które świetnie znają ból i wiedzą co to jest strefa poza komfortem, potrafimy postawić się w czyjejś roli i okazać współczucie. Dzięki pewnym naturalnym odruchom, które wykształciły się w moim “ja” dzięki temu sportowi mogę śmiało powiedzieć, że stałem się “lepszym człowiekiem”.

 

Biegowe wyzwania 2018

Pamiętam jak ojciec powiedział do mnie: „Życie jest okrutne, skopie ci dupę jak opuścisz ten dom, będziesz płakał, chciał wrócić, ale nigdy się nie poddawaj. Jak jesteś naprawdę silny to dasz sobie radę. Pnij się cały czas do góry aż osiągniesz co tylko zechcesz”.

Chce wyjść poza swoją strefę komfortu, stanąć tam gdzie jeszcze nie byłem, poczuć coś, czego jeszcze nie poczułem i jednocześnie cały czas się rozwijać. W tym roku udało mi się ukończyć kolejne biegi ultra na coraz dłuższych dystansach i trudniejszych technicznie. Mam swoją zasadę, że w swoich celach biegowych nigdy się nie cofnę i ciągle będę chciał więcej. Poszukuje tej granicy, która z każdym wyzwaniem przesuwa się do góry. Jest kilka rzeczy, które chce osiągnąć i które sprawią, że poczuje się spełniony. Nie są to zwycięstwa czy jakieś wyśrubowane czasy w standardowych biegach. Szukam trudności innego rodzaju. Chcę żeby każdy start był osobną przygodą i wyzwaniem dla umysłu i ciała. Chce się do tego nastawić psychicznie i przygotować fizycznie. I jeżeli jedno i drugie mnie nie zawiedzie, wtedy poczuje się naprawde silny. Trening pod takie zawody wzmacnia ciało i charakter.

Dolomiti Extreme Trail 103kdolomitiextremetrail1blog

Bieg uchodzi za jedną z najtrudniejszych setek na świecie. Prowadzi graniami włoskich Dolomitów, wspinając się często na szczyty powyzej 2500m n.p.m. Na trasie spotkać można poza ścieżkami litą skałę, śnieg, lód i kamienie. Organizatorzy wymagają spełnienia kryterium 5 punktów UTMB i zaświadczeń lekarskich. Za ukończenie zawodów dostaje się buty finishera. Nazwa Extreme nie wzięła się znikąd. Profil trasy wygląda jak np. Piekło Czantorii x2. Wystarczy dodać, że na 103km czeka mnie niemal 8000m. podbiegów co oznacza, że bieg jest trudniejszy niż słynne Lavaredo Ultra Trail.

altimetria-103k-dxt-2018.jpg

Bieg 7 Szczytów DFBG 240km

xxl

Najdłuższy w kraju oznakowany bieg górski na dystansie aż 240km rozgrywany w ramach Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich. Jak sami piszą organizatorzy: „Bieg 7 Szczytów jest niewątpliwie jednym z najtrudniejszych wyzwań w Polsce, przez swoją długość właśnie. Na przestrzeni niemal dwóch dób, gdy zawodnicy walczą na trasie, zmęczenie sumuje się z upodleniem ciała, kontuzjami – mniejszymi i większymi, a także z dojmującym brakiem snu”. Przewyższenia to 7675m.

7S-2

Oczywiście poza tymi dwoma głównymi startami pewnie będą jeszcze jakieś krótsze ale to w ramach treningu. Na razie jednak nie znam szczegółów.

Podsumowanie roku 2017

Ostatni sezon był jak rollercoaster. To uniósł do góry, to zjechał na dół, to prawie rzucił o ziemię czy obrócił do góry nogami… Zaczął się bardzo perspektywicznie. Zamieszkałem z Asią, co sprawiło że weekendy nie mijały mi w podróży( wcześniej musiałem biegać pon- czw w tym 2 długie wybiegania). Do tego doszła współpraca z trenerem, który usystematyzował moje treningi, rozpisał świetny plan. Zamieszkanie z dziewczyną wiązało się nieco z odmiennym sposobem odżywiania co skutkowało zdrową dietą. I bardzo dobrze. Skończyło się jedzenie śmieciowego żarcia, zacząłem minimalnie więcej spać. Zmiany w treningach i odżywianiu dały oczekiwane rezultaty w przełożeniu na progres.

Początek roku a ja wyraźnie przyspieszyłem! Fartleki, interwały i inne tempowe treningi po których leżałem na stadionie i łapałem oddech dały radę. Bardzo szybkie schodzenie z czasem w dół sprawiło, że ciągle miałem ochote na więcej. Na zegarku zaczęły pojawiać się niespotykane wcześniej tempa rzędu 3min/km. Może dało to takie efekty, ponieważ nigdy wcześniej nie biegałem interwałowo na takich zakresach. Nie ma co gdybać. Pierwsza próba nastała pod koniec marca.

17492955_1455592474473885_5416233936340743522_o

Bieg górski pamięci żołnierzy niezłomnych śladami Henryka Flamego czyli 9km i około 600m podbiegu. Moje najsłabsze ogniwo czyli bieg alpejski na krótkim dystansie. I bardzo dobry wynik- 34 miejsce z czasem 52 minut. Byłem mega szczęśliwy, że widać efekty diety i treningów. Zapisałem się na Perun Skymarathon, który był wyjątkowo trudnym biegiem a chciałem jeszcze pobiec coś dłuższego przed Rzeźnikiem.

18339485_1427970083890185_1601248731_o

Grande finale, czyli Perun Skymarathon. Bieg potraktowałem jako wyzwanie, bo jak inaczej można nazwać trasę 41km z 3195m przewyższeń bez asfaltu, płaskich odcinków, które są oficjalnymi MISTRZOSTWAMI CZECH W SKYRUNNING. Bardzo ciężki i mocno obstawiony bieg. Udało się wywalczyć bardzo dobre 70 miejsce z czasem 5:40h. Biegłem mocno od początku co skutkowało potwornymi skurczami na ostatnich km. Na tzw. grande finale wchodziłem na czworaka, głównie na rękach płacząc i wyjąc z bólu. Czas i miejsce mogłyby być znacznie lepsze gdybym zadbał o nawodnienie co okazało się być moją „Piętą Achillesa”. Udało się wyprzedzić kilku zawodników, z którymi jeszcze rok wcześniej nie miałbym szans.

18952697_675291132671772_3979369955160217709_n

Rzeźnik Hardcore- kolejne z wyzwań na ten rok. Bieg traktowałem rozpoznawczo( pierwsze pokonane 100km). Jak większość wie, daje mocno w kość więc czułem do niego olbrzymi respekt, tym bardziej że biegłem z partnerem, którego nie mogłem zawieść. Nowe buty, nowe żele i właśnie to drugie sprawiło, że nie obyło się bez problemów. Miało być lepiej a było znacznie gorzej. Prawie 40km z olbrzymim bólem brzucha, wielokrotną wizytą w krzakach i skrajnym wycieńczeniu. Tutaj też dostałem drugą szansę na ostatnich kilkunastu km biegu i zacząłem bieg drugi raz po tym jak odpocząłem co chwila się zatrzymując. Ostatecznie 106km ukończyłem na skrajnym wycieńczeniu, zajmując 8 miejsce niestety bez mojego partnera, który doznał kontuzji ale za to z miłymi Panami z Warszawy. Nie spiesząc się, udało się zamknąć limit czasu czyli 16 godzin. Wiele schudłem, długo dochodziłem do siebie, żołądek był wyjątkowo rozregulowany i musiałem być na diecie, ale pierwsza 100 zaliczona. W parach na normalnym dystansie zajęliśmy wysokie 37 miejsce. Tutaj pierwszy raz stawałem na scenie dostając pamiątkową statuetkę. Jedno z najtrudniejszych biegowych wyzwań w Polsce zaliczone.

19264321_681710245363194_5338645934611815197_o

Próba bicia rekordu… Obecne wyniki dały mi szanse myślenia o pobiciu bariery 40minut na 10km. Nie mogłem tego zrobić nigdzie indziej jak tam, gdzie wszystko się zaczęło 2 lata temu czyli w Bukownie. Najgorsze jest to, że bieg odbywał się 2 tygodnie po Rzeźniku! Nie byłem w stanie trenować, biegać. Organizm nie mógł się odbudować, żołądek tym bardziej. Finalnie odpocząłem i na 3 dni przed startem poczułem, że jestem gotowy. Zapłaciłem, wystartowałem i udało się! Moja nowa życiówka wynosi 39:08min i chociaż trasa była pofałdowana, tylko ok. 25% asfaltu i dało się to pobiec szybciej to dałem z siebie wtedy wszystko. Słuchałem organizmu i dzięki temu pierwszy raz stanąłem na najniższym stopniu podium w kategorii mieszkańców Bukowna. Byłem mega szczęśliwy, tym bardziej że udowodniłem wielu osobom, które wiedzą przez co przechodziłem tutaj w moim rodzinnym mieście za dzieciaka, że choroba nie zawsze Cię wyklucza. Pomimo poważnego schorzenia jakim jest blok prawej odnogi pęczka Higgsa, astmą oskrzelową, słuchając i znając swój organizm jestem w stanie szybko pobiec. W sumie, ciekawe jaki czas osiągnąłbym nie biegnąc 2 tygodnie wcześniej Rzeźnika…

20246456_1893749464221810_4379299347223865342_n

Oficjalna pierwsza 100 i 3 miejsce open! Poza wyzwaniem Rzeźnika, w planach był w lipcu pierwszy oficjalny bieg na dystansie powyżej 100km, czyli 110km K-B-L w ramach Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich. Miała to być pierwsza setka w życiu, ale wyszło jak wyszło. Bieg miał być w miarę prosty i szybki więc nastawiłem się na spore tempo i planowałem biec w pierwszej części peletonu. Tutaj pierwszy raz poczułem prawdziwe ultra i widziałem mnóstwo kryzysów. Biegłem pierwszą część z moim rzeźnikowym partnerem, który osłabł i dalej musiałem lecieć sam. Dołączałem się kolejno do grupek biegaczy, ponieważ niemal cały bieg odbywał się w nocy i lepiej było się nie rozdzielać. Po drodze kolejni zawodnicy mieli różne przeżycia, kryzysy. Mijałem ich i napierałem swoim tempem do przodu. Czułem się świetnie, taktyka żywieniowa dała pierwszy raz w 100% radę. Gdyby nie kontuzja biodra od biegu w Bukownie dałoby się to zrobić lepiej. Cały bieg robiłem swoje, chciałem ukończyć zanim Asia wystartuje w półmaratonie, miałem zapas czasu, chciałem go utrzymać i odprowadzić ją na start za to, że wspierała mnie na trasie. Przeżyłem totalny szok jak na przedostatnim punkcie odżywczym ktoś powiedział mi że jestem trzeci. Przez ostatnie 18km biegłem sam, minąłem kilka osób ale w życiu bym się nie spodziewał, że stanę na podium. Zaczęła się walka z samym sobą o utrzymanie dobrego wyniku. To była bardzo trudna i skomplikowana do opowiedzenia rywalizacja ze sobą. Przeżyłem to pierwszy raz w życiu i fajnie byłoby kiedyś powtórzyć. Udało się! Dobiegłem jako trzeci zawodnik open, wygrałem swoją kategorię wiekową. 110km z czasem 12:42h przerosło moje oczekiwania( optymistyczny wariant zakładał 13:30h). Znowu stanąłem na podium dwukrotnie. Zaczął się odpoczynek…

21056147_1894793097438073_6455925856807402703_o

…Który nie trwał długo. Zrozpaczony po losowaniu na Bieg Ultra Granią Tatr, musiałem dopiąć swego i wystartować w konkurencyjnym biegu- Tatranska Selma. Okazał się trudniejszy technicznie, za to punkty i sama organizacja była niesamowita. Miałem tylko jedną okazję trenować wcześniej w Tatrach a takie bieganie to zupełnie inne bieganie. Bieg znowu potraktowany w ramach wyzwania- byleby ukończyć. Warto zaznaczyć, że limity czasowe były bardzo wyśrubowane i samo ukończenie tak trudnego technicznie biegu, nie było proste. Nie zregenerowałem się wystarczająco po mocnym napieraniu w Lądku Zdrój(3 tyg. Wcześniej) na 110km i poskutkowało to przeciążeniem mięśnia, uśmierzeniem bólu maściami w trakcie zawodów, ale jednak satysfakcjonującym czasem 8h, 38 miejscem open i konieczna chwilową przerwą od biegania. Tutaj nie ścigałem się więc jestem zadowolony, że w takim stanie wytrwałem do mety.

20170909_024629

Krynickie 100km. Znowu 3 tygodnie przerwy, praktycznie zero treningów i start w szybkiej setce nie mógł się dobrze skończyć. Dla mnie zakończył się po 40km, naderwaniu mięśnia i przymusowym zejściu z trasy. Zacząłem szybko, wydłużyłem nienaturalnie krok. Zależało mi to szybko przebiec i skończyło się jak się skończyło. Oczekiwania w stosunku do możliwości były zbyt duże.

IMG_20171015_213322_751

Początek października to Cross Czwórki, bieg na 15km w trudnym technicznie terenie wokół stawów w Dąbrowie Górniczej. Biegłem go 2 tyg po pokonaniu ponas 120km w ramach Silesia Adventure Race. Nie mogło się to udać, ale… Pomimo biegu na zmęczeniu i kolejny raz hamowaniu swojego organizmu, kiedy mówił dość a jego tolerancja była po tym sezonie już znacznie mniejsza, udało się zająć niesamowite 10 miejsce z czasem 1:04min i wygrać kategorię wiekową! Kolejny sukces, kolejna radość z biegania. Czułem się dobrze i chciałem jeszcze coś pobiec w tym sezonie. Zmęczenie było już bardzo duże, nie chciało mi się regularnie trenować, czułem się przemęczony ale postanowiłem, że jeszcze coś pobiegne i padło na…

22548738_1941789972811956_1042503378856348473_o

Orłowa Trail w Ustroniu. 22km po wyjątkowo jak na Beskidy trudnym terenie. Niby kameralny bieg, ale zawodnicy zjechali się naprawdę mocni. Nie chciało mi się już biec na maxa. więc odpuściłem mocne ściganie. Okazało się, że sporo zawodników nie znało trasy, mieli zbyt mocną pierwszą połowę, przez co w drugiej ich wyprzedzałem. Finalnie udało się wskoczyć do pierwszej 10 i z czasem 2:22h zająć 9 miejsce open. Byłem bardzo zadowolony z wyniku i całego sezonu. Postępy są olbrzymie, oby tak dalej.

W ciągu roku przebiegłem w sumie 3394km, pokonując przy tym 73963m w pionie.

Łącznie na treningi poświęciłem 436 godzin.

Najbardziej intensywnym miesiącem był lipiec w którym pokonałem 473,6km.

Tutaj z miejsca należą się podziękowania dla Asi- za zmieniony sposób odżywiania, trenerowi za świetne plany treningowe, Dawidowi za pilnowanie żywienia na trasie i wszystkim pozostałym, którzy we mnie wierzą, wspierają i o których często myślę w trakcie ultra, gdy mi źle. Nie sposób wszystkich wymienić. Te osoby wiedzą, że o nie chodzi. Przede wszystkim dziękuję również Wam za to, że chcecie to czytać i chociaż nie wszyscy to jednak większość z Was trzyma te kciuki i to naprawdę dodaje skrzydeł albo działa przeciwbólowo!

Następny artykuł będzie o planach na przyszłość.

Dzień przed Peruniem

Jutro, dokładnie o 9:30 Marcel,,Maky” Žuška da nam znak do startu na niemal królewskim dystansie trasy Perun Skymarathon, który jest rozgrywany w ramach mistrzostw Czech w Skymaratonie. Pomimo, że w tym roku zabraknie zwycięzców poprzednich edycji, to obstawa i tak jest mocna. Wreszcie uda mi się stanąć na starcie z tak znanymi osobami jak np. Paweł “Pigmej” Krawczyk albo Matus Vnecak, który jest organizatorem biegu Tatranskiej Selmy.

Dla mnie jest to pierwszy poważniejszy start w sezonie celem sprawdzenia mojego miejsca w szeregu, próbą zderzenia tegorocznych ambicji z rzeczywistością i faktyczną formą. Wole to zrobić teraz niż potem na docelowych startach typu Rzeźnik albo K-B-L.

W tym roku na Perun Skymarathon będę bogatszy o rok doświadczeń w biegach górskich i ultra przez co zmienia się nieco moje podejście i wyposażenie na takie starty.

Udało się pozbyć kontuzji dzięki ” Centrum Rehabilitacji Terapia” i pokonać moje problemy z nawodnieniem dzięki Dawidowi.
Poza tym należy się też browar dla Maćka za świetny plecak, który będzie mi towarzyszył. To do zobaczenia na mecie 🙂IMG_20170505_171511

Testy butów Salomon

Dzisiaj po całym ciężkim dniu Redziu namówił mnie na wspólne testowanie nowych modeli butów, plecaków Salomon i zegarków Suunto. Do Katowic zawitała Natalia Tomasiak, zawodniczka ekipy Salomon Suunto, która zrobiła nam trening po lekko pofałdowanym terenie lasów murckowskich. Salomon Speedcross 4 bardzo podobnie leżały jak poprzednia wersja 3, czyli idealnie dopasowane do stopy i wygodne. Trochę gorzej czuło się w nich ziemię, wydawały się zbyt gumowe a mniej sprężyste, czułem jakbym wytracał energię, ale za to miały  nieco lepsza kontrola podłoża. Coś za coś. Odpowiada za to specjalny system, który sprawia że but mniej w stosunku do poprzednika zużywa się po bokach a sama podeszwa jest trwalsza. Zmieniła się też podeszwa na pięcie, doszła stabilizacja, ale ogólnie naprawdę spoko buty. Miałem okazję testować też kamizelkę biegową S- Lab Sense Ultra Set o której totalnie zapomniałem. Wcale jej nie czułem, nie latała, była mega wygodna. Ma dwie większe kieszenie na picia z przodu, jedną małą na jakieś żele, magnezy i jedną nieco większą, płaską z tyłu i jedną mniejszą. Pojemność niby 3l ale szło do niej zapakować nasze obie kurtki i… dalej nie było jej czuć. Z przodu telefon z czołówką i jeszcze sporo miejsca. Właśnie tak powinna się zachowywać kamizelka biegowa. Pozatym świetnie szło ją dopasować paskami do ciała. Jak dla mnie, po tej krótkiej chwili testowania bardzo mi się spodobała i wydaje mi się, że jest to przykładna kamizelka, taka którą warto mieć. Fajnie było zobaczyć biegową mordkę Redzia no i spotkać się z uśmiechniętą Natalią Tomasiak, która zarażała nas uzależnieniem od biegania 😀